W ostatnią sobotę (tak, wiem że długo się zbieram) odbył się w Krakowie protest przeciwko planom rozmontowania 8-godzinnego dnia pracy. Już nie tylko nikt nie patrzy, że umowy śmieciowe podpisywane są pomiędzy pracownikiem a pracodawcą przy pracach, które nie spełniają definicji umowy o dzieło czy zlecenia, ale rząd pracodawców próbuje upodobnić umowę o pracę do umowy śmieciowej. W skrócie rząd pozwala pracodawcom uniknąć płacenia za faktyczne nadgodziny (do 5 godzin nadgodzin dziennie) powiększoną o dodatek stawkę. A także rozbraja pewność pracy i płacy tzn. w chwilach zastoju pracodawca może wysłać cię na niepłatny urlop. Mechanizm okradania pracowników najlepiej opisany jest tutaj. A projekt ustawy tutaj.
Na demonstracji, jak zwykle było mało ludzi. Niestety nie dziwi mnie to w kraju w którym oficjalną religią jest konserwatywny kapitalizm.Wpierw poświęcenie, potem wyzysk (chronologicznie).
Nie dziwi i trochę dziwi. Dziwi, że nie widziałem żadnego znajomego architekta, konstruktora, instalatora, kierownika budowy. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że związek pracodawców – izba architektoniczna czy klub zadowolonych z siebie – SARP napomknął nt. zarobków i czasu pracy młodych architektów. Ale prawda jest taka, że to przeciwko nam – pracownikom firm związanych z budownictwem napisana została ta umowa. Sezonowość, przestoje, nadgodziny podczas rysowania konkursów i oddawania projektu. Wszystko to coraz mniej będzie się opłacać.
Kto chce niech sobie tłumaczy, że to nie tak łatwo, że to za zgodą pracowników, że trzeba zrozumieć przedsiębiorcę itd. Ja mam to w dupie. Jako pracownik jestem zawsze na słabszej pozycji, zwłaszcza w Polsce. Kto chce niech powtarza, że za nadgodziny i tak nie płacą wcale, albo płacą normalną stawkę. Ten argument tez mam w dupie, bo legalizowanie takiego stanu rzeczy jest okradaniem mnie, nawet jeśli potencjalnie i odbiera mi szansę na lepszą pracę. Kto chce niech powtarza, że teraz jest ciężko o pracę. Na pewno, mogąc płacić dwóm pracownikom za dotychczasowy czas pracy trzech, pracodawca „stworzy” nowe miejsce pracy.
My sami jesteśmy sobie winni. Zakochani w swojej pracy pozwalamy się okłamywać. Nie mamy żadnych organizacji, żadnej świadomości kim jesteśmy. Partnerem? Kolegą szefa? Pracownikiem? Za architektoniczną solidarność, za „koleżeństwo”, kłamstwo, że nie ma szefów, za obietnicę buławy w plecaku oddajemy umowy o pracę, płatne nadgodziny, życie osobiste. Ja też znam to uczucie, tą subtelną różnicę, że ja użeram się o kasę, brudzę duszę, a szef po prostu nie płaci lub płaci za mało, to naturalne, tego wymaga sytuacja finansowa, tego wymaga projekt, projekt z którym jesteś związany. Wiem jak trudno by w tym środowisku, w tych małych zakładach pracy, w których chodzisz na piwo z szefem, pojawiło się coś tak nieprzyjemnego i przyziemnego jak związek zawodowy. Jak konflikt z szefem.
Pewnie większość z nas musi się z tym pogodzić. Ale godząc się powinniśmy znać prawdę, musimy zrozumieć to, że pracujemy za darmo, zbyt długo a w plecaku nie ma buławy. Jest rachunek za telefon i bilety na koncert na który z braku czasu nie pójdziesz.
tak. Sami jesteśmy sobie winni. Kwestia szacunku do siebie. Bo sa granice
A według mnie nie masz racji, należy liberalizować przepisy, to zawsze wychodzi na dobre.
Rzeczywiście komuś zawsze. Zazwyczaj silniejszym, bo to głownie pracodawcy zyskują na deregulacji. Jakość skomplikowane, nakładające szereg obciążeń i utrudniające życie przepisy dotyczące spółdzielni nie znikają.Tak na prawdę zamysł prawodawcy jest prosty – wzrost gospodarczy kosztem pracowników.
Mnie się to nie opłaca.
Może ty jesteś w innej sytuacji i ci się te zmiany przysłużą, chociaż nie wiem jak.
A tak na marginesie to przedsiębiorcy w ogóle zastąpili figurę retoryczną chłopa i robotnika z poprzedniego systemu – zawsze mądrzy, zawsze uczciwi i wciąż chcą inwestować zarobione pieniądze.
Dobrze napisane! „Zakochani w swojej pracy”. Zastanawiam się czy nie porzucić tej branży. Nie chodzi mi nawet o zarobki. Mam wrażenie że ten zawód niszczy życie osobiste. Trzeba nauczyć się odpuszczać. W stresie, po nocach, cały dzień modląc się do ekranu, ile tak można wytrzymać ?
Na ten temat i z wątkiem architektonicznym:
http://inteligentpracujacy.pl/na-zlecenie-barbarzyncy/
Wszelkie regulacje…nakazy…zmniejszają wydajność pracy…Jaki problem pracować jednego dnia 3 godz. a następnego 13…jeśli oczywiście na to się zgadzamy i ten system nam odpowiada…Dopóki w naszym kraju będzie funkcjonował system jak ja to nazywam „siedzeniowym od 8 do 16” a nie zadaniowy…czyli zrobiłeś pracę do 13 to „spadaj” do domu cieszyć się życiem:)
DAjmy ludziom wybór, nikt nikogo nie zmusza do określonych warunków…a każda forma pracy ma swoje plusy i minusy
Właśnie o wybór chodzi. Lecz by mógł być wybór, relacje muszą być partnerskie lub im bliskie. Po to właśnie są związki i stowarzyszenia, by za pracownikiem też stała jakaś siła.